Wielki Post: czas, żeby mieć czas

Wielki Post: czas, żeby mieć czas

13 marca – czyli w Środę Popielcową – na pierwszej tego dnia lekcji nasza wspólnota szkolna Mszą Świętą rozpoczęła wraz z całym Kościołem czas Wielkiego Postu. Rozpoczęła uroczyście – choć dziwna to uroczystość: schylać głowę pod garścią popiołu, słyszeć słowa o tym, że było się, jest i będzie się prochem...

Wielki Post zaczyna się głośno: żałobnym trąbieniem w róg na Syjonie, do czego z mocą wzywa prorok Joel. Kończy się ciszą... we wstrząsającej homilii, której historia tonie w pomroce początków chrześcijaństwa, odczytywanej w czasie Ciemnej Jutrzni przed świtem Wielkiej Soboty, kiedy kościoły wypełnione są dostojną zgrozą obecności martwego Boga spoczywającego w grobie, słyszymy dramatyczne pytanie i równie dramatyczną odpowiedź: „Co się stało? Wielka cisza spowiła ziemię; wielka na niej cisza i pustka. Cisza wielka, bo Król zasnął. Ziemia się przelękła i zamilkła, bo Bóg zasnął w ludzkim ciele”.

A co przez te czterdzieści dni pomiędzy dęciem w róg a ciszą ziemi, w której spoczywa ten, który wywiódł ją z nicości? Na to każdy musi sobie odpowiedzieć sam – ale może Wielki Post dla wszystkich, dla tych wierzących i dla wierzących, że nie wierzą, winien być czasem terapeutycznym: czasem uwalniania się od tego, co zbędne i niekonieczne, czasem budowania dystansu do świata tańczącego jakiś obłąkańczy danse macabre ciągłego obżarstwa, czasem odchodzenia od „mieć” do „być”... Czasem na to, by mieć czas dla siebie samego w prawdzie o sobie samym.