Ernst Kantorowicz w słynnym eseju „Dwa ciała króla” analizuje największą osobliwość średniowiecznej instytucji monarchii. Król – wywodzi znakomity historyk – jest w zasadzie nieśmiertelny; choć umiera jako biologiczny człowiek, to ma jeszcze jedno ciało, majestatyczne i widmowe jednocześnie: niezniszczalną ideę królestwa odradzającego się w każdym następcy, gwarantującą ciągłość państwa.
Podobne myśli wysłyszeć można było w kazaniu o. Radosława Bobonia, wygłoszonym podczas trzeciej już w tym roku rodzinnej Mszy Świętej. Wypadła ona w niedzielę bardzo szczególną – kończącą rok liturgiczny, zwiastującą nadciągający adwent, niedzielę Chrystusa Króla Wszechświata. Bóg – kazał ojciec Radek – jest najbardziej jak tylko można istniejący; ale jednocześnie (z woli człowieka) może być też absolutnie martwy, kompletnie nieważki. Wybór zależy wyłącznie od nas.
Jak u Kantorowicza: umarł król – niech żyje król. Ten co prawda nie umiera nigdy, ale możemy sprawić, że zniknie on z naszego życia. Tylko że wtedy martwi będziemy my sami...