X Spacer Krakowski SKTK „Doliną Dłubni”

X Spacer Krakowski SKTK „Doliną Dłubni”

W kalendarzu ostatnia sobota lata, wokół coraz śmielej złocąca się jesień. W takich okolicznościach SKTK zainaugurowało swą włóczęgę w nowym roku szkolnym. Celem pierwszego spaceru były tereny dawnych podkrakowskich wsi: Mogiły, Krzesławic i Bieńczyc. Urodzajna ziemia zapewniająca mieszkańcom dobre warunki do życia i sielski krajobraz rozłożony wzdłuż wartko płynącej Dłubni, użyczającej swej energii licznym młynom, tworzyły niegdyś specyficzny mikroświatek. Jego obrazem inspirowali się wielcy twórcy polskiej kultury (Bogusławski, Matejko). Po tej rzeczywistości zostały tylko skrawki. Jej gwałtowny i dramatyczny koniec przyniosła lokalizacja i budowa pod Krakowem Nowej Huty, wiodącej inwestycji Planu 6-Letniego.

Zagubiony w wykopie linii tramwajowej przystanek, który lata całe nie widział tylu ludzi naraz na swych peronach, to miejsce naszego startu. Punkt, w którym dawny trakt sandomierski krzyżował się z lokalną drogą do wschodniej części Mogiły. Stamtąd podążamy wąską krętą uliczką, wśród pokornie chylących się ku ziemi drewnianych chałup. To strefa ochronna dawnej huty im. Lenina, której mieszkańców na długie lata skazano na wegetację w pogarszających się warunkach. Święty Florian w swej kapliczce, nieco chwiejnie wsparty o swą włócznię, nie ustrzegł ich od tej klęski.

Rzędy garaży, gąszcz krzaków, pomiędzy nimi lekko zapadły w ziemie fort „Mogiła”, część unikalnego dziś zabytku, jakim są relikty Twierdzy Kraków. Porzucony, pozbawiony części pancernych elementów „sprywatyzowanych” nieznanymi rękoma, a jednak wciąż trwa w przeciwieństwie do swego towarzysza - fortu „Wanda”, po którym wszelkie ślady w terenie są już niemal niedostrzegalne.

Nawet odwieczny kopiec, domniemany kurhan nieszczęsnej Wandy, skrywa się w już w okolicznych topolach i coraz trudniej zrozumieć rolę, jaką być może spełniał w naszym małopolskim Stonehenge. Rzut oka wokół potwierdza, że człowiek tylko chwilowo potrafi zatryumfować nad naturą. Niepotrzebny już gigantomański kombinat powoli ustępuje pola naturalnej sukcesji roślinnej, a połacie uprawnych pól nad Dłubnią porosły gęstym łęgiem, przez który wiedzie zapomniana ścieżka.

Nowohucka Riwiera dla klasy przodującej, pogrążona w sennym jeszcze przedpołudniu, obsadzona przez celebrujących w ciszy swe zawody wędkarzy. Zagubiony w zaroślach mostek, zaniedbany park przez litość zwany angielskim i dworek mistrza pędzla, który tu właśnie wymalował większość swych „Dziejów cywilizacji w Polsce”. Krzesławice, niedoszły skansen, dzięki któremu w Nowej Hucie pojawił się nowy, choć XVII-wieczny kościół.

Droga do Bieńczyc, przecięta niewielkim nasypem, miejsce pamięci ofiar niemieckiej zbrodni sprzed 70 lat. Solidne przyczółki mostu, noszące dziś wątłą kładkę, zdradzają przeszłość gruntowej drogi. Ślad dawnej kolei lokalnej Kraków-Kocmyrzów, zachowany też w byłym budynku dworcowym w Bieńczycach i cudem chyba niepociętej na złom blachownicy przeprawy przez pobliską Młynówkę.

Skromny, lecz wciąż wybijający się ponad okoliczną przeciętność budynek miejscowego „Sokoła”. Dzieło człowieka, który z Wyspiańskim i Kossakiem się przyjaźnił, Franciszkowi Józefowi rocznicowe parady urządzał, a Witosa witał jak „nowego Kościuszkę dla chłopów wyzwolenia”.

Nieco dalej obszar sprzeczności i paradoksów, gdzie nawet monumentalna i dojrzała w swej oryginalnej formie Arka Pana, niknie nieco w cieniu prosto wyniosłych „tysięczników”. Lecz te dwie obce sobie formy są jak przyrodnie rodzeństwo. Odległe dzieci dalekiego ojca Le Corbusiera, tym samym żywiołem wypełniane, choć w tym pierwszym Duch przeszywał przestrzeń otwartej nawy i tysiące serc, gdy drugie było zaledwie bezduszną „maszyną do mieszkania”. To tu na czcicieli Niepokalanej i zwolenników Niepodległej co miesiąc czekało „bijące serce Partii”, specjalnie na tę okoliczność skoszarowane nieopodal. To tu, w kręgu milionów otoczaków z górskich rzek, złożono ułamek księżycowej skały.

                Wszystko to i sporo innych ciekawostek udało się przybliżyć tym uczniom pijarskiego Gimnazjum i Liceum oraz absolwentom, którzy zdecydowali się tego ranka zawitać do Nowej Huty. Pogoda, frekwencja i nastroje dopisały. Gdy za miesiąc wyruszymy na spacer po Woli Justowskiej, Sowińcu i Olszanicy, mamy nadzieję na udaną powtórkę. Nie przegap tej okazji!