2 Majówka SKTK 1-4.05 2014 „Cztery pory roku w Sudetach”

2 Majówka SKTK 1-4.05 2014 „Cztery pory roku w Sudetach”

Po sukcesie ubiegłorocznej majówki w Rudawach Janowickich tym razem za cel naszej wyprawy obraliśmy tajemnicze Góry Sowie i ich okolice.

Wyprawę rozpoczęliśmy od krótkiego, lecz bogatego w urokliwe widoki uśpionego jeszcze wczesną pora Wrocławia. Po opuszczeniu stolicy Dolnego Śląska pociągiem zanurzyliśmy się w łany kwitnącego rzepaku, zza których przebijał się samotny masyw Ślęzy. Wreszcie wyłoniły się w również Góry Bardzkie i Złote, skrywające jeszcze właściwy cel tego dnia, którym było Kłodzko.

Kotlina Kłodzka przyjęła nas upalną letnią aurą i rozległymi widokami, zewsząd zamkniętymi na horyzoncie łańcuchami gór. Główną atrakcją dnia było zwiedzanie XVIII-wiecznej twierdzy dominującej nad całym miastem. Niebyło się przy tym bez spotkania z żołnierzami pruskiego 47 Pułku Piechoty, którzy niegdyś stanowili załogę fortyfikacji, a dziś oprowadzają po niej turystów. Późniejszy spacer po Rynku i przyległych uliczkach oraz moście nad Nysą, będącym małą namiastką praskiego mostu Karola, pełnij ukazały nam dziedzictwo kulturowe i historię miasta które w swej historii było Kladskiem, Glatzem i wreszcie Kłodzkiem.

Popołudniowy pociąg zabrał nas malowniczą linia dawnej Śląskiej Kolei Górskiej wijącą się obniżeniem pomiędzy Górami Sowimi, a widocznymi w oddali Górami Stołowymi. Wieczorny marsz z Jedliny Zdroju był okazja do nasycenia się panoramami środkowej części Sudetów efektownie prezentującymi się w zachodzącym powoli słońcu. Naszą bazą na najbliższe dni stała się gościnna „Chata Misia” w Niedźwiedzicy.

Drugi dzień przywitał nas solidna ulewą i ścielącymi się nisko chmurami – nastała jesień. Na szczęście na przedpołudnie plan przewidywał zwiedzanie zamku Książ, co pozwoliło przeczekać pod dachem najgorsze godziny tego dnia. Imponującą rozmiarami i położeniem rezydencja rodu Hochbergów, została co prawda ciężko doświadczona przez XX-wieczną historię, jednak nadal cześć jej wnętrz wywołuje wielkie wrażenie. Podobnie jak ruiny tzw. „starego Książa” wzniesionego jeszcze przez śląskich Piastów na stromej skale ponad wodami niewielkiego potoku malowniczo przecinającego się przez Góry Wałbrzyskie.

Około południa przejaśniło się więc marsz do Świebodzic przez oryginalną Dolinę Różaneczników odbywał się w coraz lepszym nastroju. Zgodnie z planem popołudniu z pomocą pociągu i busa przemieściliśmy się w Góry Suche. Na starcie tego etapu zawitaliśmy do Sokołowska niesamowitego miasteczka, gdzie duch modnego XIX-wiecznego uzdrowiska wciąż jeszcze unosi pośród rozpadającej się zabudowy eleganckich wilii i domów zdrojowych. Na szlaku naszej wędrówki niedługo pojawiły się ruiny dwóch skalnych warowni m.in. zamku Rogowiec, najwyżej położnej w Polsce budowli tego typu. W międzyczasie ponownie pojawiły się mgły, dodając temu zagubionemu przy granicy z Czechami regionowi pewnej nutki tajemniczości. Ostatecznie mokrzy, ale zadowoleni wróciliśmy do niedźwiedzicy.

Trzeciego zgodnie z zapowiedziami objawiła nam się… zima. Okoliczne pola pokrył szron, a na przejeżdżających samochodach można było dostrzec cienką warstwę śniegu. Niezrażeni tym ruszyliśmy do Zagórza Śląskiego, aby zwiedzić zamek „Grodno” wspaniale usytuowany nad brzegami Jeziora Bystrzyckiego. Obiekt choć wciąż remontowany, już teraz zasłużenie zbiera dobre opinie, na nas największe wrażenie zrobiły sgrafittowe dekoracje budynku bramnego.

Kolejnym punktem programu było wyjście na najwyższy szczyt Gór Sowich – Wielką Sowę. Przy dobrej widoczności panorama z posadowionej tam wieży widokowej sięga nawet i do stu kilometrów w każdą stronę. Niestety nam łatwiej było tego dnia ulepić bałwanka niż zobaczyć choćby sam szczyt wieży…

Ostatnią atrakcją tego było zwiedzanie kompleksu podziemnych sztolni wykutych w Górach Sowich w okresie II wojny światowej przez więźniów niemieckich obozów. Przeznaczenie tych obiektów do dziś nie jest całkowicie wyjaśnione. Aura tajemnicy i sensacji miesza się tu ze świadomością tragedii tysięcy ludzi, którzy mieli swój udział w tej monstrualnej inwestycji.

Niedziela ostatni dzień naszej majówki, przywitał nas pięknym wiosennym słońcem. Potem było jeszcze lepiej. Połowę drogi dzielącej nas od Świdnicy przebyliśmy bowiem z wykorzystaniem drezyn Sowiogórskiego Bractwa Kolejowego. W zgodnej opinii uczestników, była to największa atrakcja wyjazdu. Zwiedzanie Świdnicy rozpoczęliśmy od wizyty w ewangelickim Kościele Pokoju. To cudo architektury i pomnik ludzkiej wytrwałości w dążeniu do pozornie nieosiągalnego celu zasłużenie znajduje się na liście zabytków Światowego Dziedzictwa UNESCO. Po krótkim spacerze przez Rynek udaliśmy się do św katedry na Mszę Świętą. Dzisiejsza Świdnica nie jest co prawda wielkim miastem, ale w średniowieczu na ziemiach polskich ustępowała znaczeniem w Polsce jedynie Krakowowi i  Gdańskowi. Nie dziwi zatem, ze tutejsza katedra, choć powstawała tylko jako kościół farny mieści się w pierwszej dziesiątce największych świątyń w Polsce.

Pokrzepieni na duchu i ciele pociągiem wyruszyliśmy w drogę powrotną. Nim wróciliśmy do Krakowa wstępny zarys kolejnej majówki w Sudetach był właściwie gotowy – zapraszamy za rok!