Jedno pożegnanie w trzech odsłonach

Jedno pożegnanie w trzech odsłonach

Zgodnie z opisaną przez pewnego filozofa dynamiką następowania po sobie epok apollińskich i dionizyjskich (rzecz banalna dla wszystkich szykujących się do matury z języka polskiego), pożegnanie naszych drogich tegorocznych maturzystów odbywało się w kolejnych etapach, bardzo różnych od siebie pod względem sensu i nastroju.

Środowym wieczorem 22 kwietnia było bez wątpienia dionizyjsko: w atmosferze szampańskiej zabawy przygotowanej przez samorząd uczniowski, swoich starszych koleżanki i kolegów pożegnali drugoklasiści. Centralnym punktem był spektakl Before You Go-Go klasy 2a (zwycięzca tegorocznego Przeglądu Kabaretowo-Teatralnego; nieco wzbogacone o przedmaturalne smaczki przedstawienie znów wypadło brawurowo i zostało przez trzecioklasistów – którzy w czasie wspomnianego Przeglądu musieli biedzić się nad próbnym egzaminem maturalnym – przyjęte owacyjnie). Równie sympatycznie zapisały się w pamięci elementy, które stały się już tradycją tych pożegnań, czyli przyznawanie najbardziej charakternym prawie-absolwentom nagród zwanych Złotymi Srokami, no i oczywiście finalny grill.
Po tym dionizyjskim rozpasaniu, czwartek został spędzony w atmosferze prawdziwie apollińskiego, wzniosłego skupienia – na pielgrzymce do Kalwarii Zebrzydowskiej. Oczywiście, nabożność nie zakłada ponuractwa – tym bardziej, że pielgrzymującym towarzyszyła absolutnie najbardziej fantastyczna wiosenna pogoda, która trudy kroczenia ścieżkami drogi krzyżowej zamieniała w przemiłą wycieczkę w atmosferze autentycznej serdeczności i dawała szansę, co w kontekście nadchodzących intelektualnych wysiłków nie jest bez znaczenia, na solidne dotlenienie szarych komórek (wersja dla klas medycznych: substantia grisea). Pielgrzymowanie zakończyła Msza Święta, chwila prywatnej modlitwy w kaplicy cudownego obrazu Matki Boskiej Płaczącej, znakomite kremówki w przyklasztornej kawiarni i porywająca konferencja ojca Tomasza Abramowicza.
Piątkowy finał tych pożegnań był i trochę dionizyjski, i nieco apolliński (względnie stanowił syntezę tezy i antytezy – to też z takiego jednego doskonale znanego maturzystom filozofa). Składał się z trzech doskonale znanych części: Mszy, oficjalnego pożegnania w holu Liceum i nieco mniej oficjalnego w klasach. O trzech rzeczach nie da się jednak nie wspomnieć bardziej szczegółowo. Pierwszą z nich był tradycyjny tytuł superbelfra, który w tym roku przypadł pani Iwonie Schab. Drugą – specjalna nagroda Rady Rodziców dla najwybitniejszej absolwentki: ten zaszczytny laur powędrował do Judyty Klamki z klasy 3f. No i trzecia rzecz – absolutnie nieoczekiwany występ klasy 3e, dedykowany ich wychowawczyni, czyli (oczywiście) pani Schab.
Łzy? Pewnie, były też łzy... Ale – by przywołać słowa Gandalfa z zakończenia Władcy pierścieni – „nie mówię wam: nie płaczcie, bo nie wszystkie łzy są złe...”